Obraz 37: Tu sprawdzam jak zimny jest suchy lód :); Obraz 38: Stoisko firmy zajmującej się termowizją, na ekranie widać obraz z kamery termowizyjnej stojącej obok; Obraz 39: Stoisko: "Zobaczyc ludzki głos"; Obraz 40: Instytut Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie Obraz 41: Ktoś to wszystko musiał ochraniać :)
Obraz 37 | Obraz 38 | Obraz 39 |
Obraz 40 | Obraz 41 |
Po co nam pikniki naukowe i festiwale nauki?
Setki naukowców, tysiące wykładów, prezentacji, warsztatów, dziesiątki, a nawet setki tysięcy gości - to statystyka Dni Nauki, festiwali i pikników naukowych. Po co nam one? Czy polską naukę stać na naukowe zabawianie laików?
"Nauka to nie tylko pasja tysięcy naukowców. To poszerzanie horyzontów społeczeństwa, a także droga dochodzenia do dobrobytu. Szansę rozwoju ma tylko społeczeństwo wykształcone, za którym stoi innowacyjna gospodarka. Brak inwestycji w naukę, to inwestycja w ignorancję - w tym roku podczas festiwalu chcemy na to zwrócić uwagę" - wyjaśnia prof. Magdalena Fikus, przewodnicząca Rady Programowej warszawskiego Festiwalu Nauki.
UŚWIADAMIAJĄ, WYCZULAJĄ, POSZERZAJĄ HORYZONTY...
"Festiwale wyczulają też społeczeństwo na potrzeby badaczy. Dobrze, że zaprasza się gości do walących się pracowni naukowych. Niech ludzie wiedzą, że nawet w tak spartańskich warunkach polscy badacze pracują dla dobra całego kraju" - podkreśla.
Podobny punkt widzenia prezentuje Wiktor Niedzicki, telewizyjny popularyzator nauki. Uważa on, że organizacja festiwali to wręcz rodzaj obowiązku wobec obywateli.
W liście otwartym do środowisk naukowych napisał: "Nawet najwięksi znawcy tematu nie są w stanie dotrzeć do wszystkich laboratoriów i ośrodków naukowych. Chyba nie ma człowieka, który poznał wszystkie dokonania polskich uczonych. Zaprezentujmy to, co mamy najlepszego. Przedstawmy podatnikom, na co wydawane są pieniądze z ich podatków".
NA FESTIWALU MOŻNA ZAROBIĆ
Także naukowcy nie mają wątpliwości, że takie festiwale powinny się odbywać. W Stanach Zjednoczonych, gdzie system finansowania nauki różni się od naszego, podobne imprezy mają konkretny wymiar finansowy. Znaczną część budżetu tamtejszych placówek badawczych stanowią datki od sponsorów: firm i ludzi. Zwykle raz do roku instytuty organizują dzień otwarty - zapraszają zainteresowanych, przekonują, że ich badania warto wesprzeć.
"Prezentujący swoją pracę naukowiec nie tylko zarabia dla swojej placówki, ale także zmuszony jest poszukiwać argumentów potwierdzających sens jego pracy. Wymusza to dyscyplinę przy układaniu kolejnych projektów badawczych. Każdy musi nie tyle coś tam sobie pobadać, ale znaleźć konkretny problem i go rozwiązać" - wspomina swoje amerykańskie doświadczenia (proszący o anonimowość) pracownik Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
"Publiczna, regularna prezentacja dokonań bardzo mobilizuje do pracy. Wystąpień unikali ci, którzy nie mieli się czym pochwalić, a więc naukowcy, których finansować nie warto" - dorzuca.
INTEGRUJE ŚRODOWISKA NAUKOWE
Do Polski festiwalowa idea trafiła z kilkuletnim opóźnieniem w stosunku do krajów Europy Zachodniej i USA, ale co roku imprez przybywa.
Obok dużych ośrodków akademickich (m.in. Warszawa, Kraków, Wrocław), coraz częściej festiwale organizują ośrodki znacznie mniejsze, jak Częstochowa, Opole, Bielsko-Biała. Z roku na rok rośnie też zaangażowanie niepublicznych szkół wyższych. Sprzyja to lokalnej - na poziomie miasta, a nawet regionu - integracji środowisk naukowych.
"W Polsce imprezy organizowane są przede wszystkim siłą zapału, nie pieniądza" - mówi prof. Fikus.
"Naszym entuzjazmem zaraziliśmy już Litwinów. Podglądali nas w Warszawie, teraz sami organizują taką imprezę. Założyliśmy też organizację zrzeszającą organizatorów festiwali z całej Europy. Wymiana doświadczeń sprzyja rozwojowi popularyzatorstwa. W przyszłym roku polskie imprezy naukowe wyślemy do Barcelony, do nas przyjadą naukowcy z Luksemburga. To element naukowej integracji europejskiej" - wyjaśnia.
PAP - Nauka w Polsce, Michał Henzler